Gryffindor
Harry Potter to jest koks. O tak, dokładnie tak wyobrażałam sobie pierwsze napisane słowa na TYM Harrym na TYM forum. I już czuję, że ten post to będzie taka tragedia jak moje życie. Ha, żartowałam. Ale z tym poziomem postu to nie. To może wracając - Harry Potter to naprawdę koks. I każdemu starał się to udowodnić od krótkiego co prawda czasu, jak do Hogwartu przybył. Każdemu, to jest swoim pryszczatym kolegom-frajerom i ładnym Krukonkom (leci na inteligencję, nie na dupę, hehe) z drugich tudzież trzecich klas. Już się tu czuł jak w domu, albo i lepiej, gdyżiżponieważ wszyscy brali go za boga. A to za sprawą dziwnego przypadku, w którym pozbawił Voldemorta nosa, lecz wówczas nie potrafił mówić, także sam nawet nie pamiętał o tej sytuacji do czasu, gdy przypomniały mu o tym rozwrzeszczane bachory w pociągu. Taki sobie cel postawił - będzie hogwarckim koksem i będzie wymawiał imię tego, którego imienia nie wolno wymawiać, nawet przy nauczycielach. A teraz nasz wspaniały potterski koksu przemierzał samotnie korytarze w poszukiwaniu kolejnych pięknych łani (łani? już lepiej samic) na swojej drodze, żeby poćwiczyć opowiadanie swojej równie koksiarskiej opowieści na chamski podryw. Przepraszam za ten post, moje "umiejętności" mają wakacje. Tak więc tym optymistycznym akcentem wędrującego Pottera zakańczam ten post, dla ubarwienia dodam, że padło w nim słowo "koks" i wszystkie jego odmiany łącznie pięć razy, także jak na początek to i tak nieźle. Jeszcze na koniec specjalne pozdrowienia dla Marleny eS, dzięki której post napisany w półtora minuty musiał czekać dziesięć minut na swoje zatwierdzenie. Dziękuję, tajm to daj.
Offline
Gryffindor
Harry Potter napisał:
Harry Potter to jest koks. O tak, dokładnie tak wyobrażałam sobie pierwsze napisane słowa na TYM Harrym na TYM forum. I już czuję, że ten post to będzie taka tragedia jak moje życie. Ha, żartowałam. Ale z tym poziomem postu to nie. To może wracając - Harry Potter to naprawdę koks. I każdemu starał się to udowodnić od krótkiego co prawda czasu, jak do Hogwartu przybył. Każdemu, to jest swoim pryszczatym kolegom-frajerom i ładnym Krukonkom (leci na inteligencję, nie na dupę, hehe) z drugich tudzież trzecich klas. Już się tu czuł jak w domu, albo i lepiej, gdyżiżponieważ wszyscy brali go za boga. A to za sprawą dziwnego przypadku, w którym pozbawił Voldemorta nosa, lecz wówczas nie potrafił mówić, także sam nawet nie pamiętał o tej sytuacji do czasu, gdy przypomniały mu o tym rozwrzeszczane bachory w pociągu. Taki sobie cel postawił - będzie hogwarckim koksem i będzie wymawiał imię tego, którego imienia nie wolno wymawiać, nawet przy nauczycielach. A teraz nasz wspaniały potterski koksu przemierzał samotnie korytarze w poszukiwaniu kolejnych pięknych łani (łani? już lepiej samic) na swojej drodze, żeby poćwiczyć opowiadanie swojej równie koksiarskiej opowieści na chamski podryw. Przepraszam za ten post, moje "umiejętności" mają wakacje. Tak więc tym optymistycznym akcentem wędrującego Pottera zakańczam ten post, dla ubarwienia dodam, że padło w nim słowo "koks" i wszystkie jego odmiany łącznie pięć razy, także jak na początek to i tak nieźle. Jeszcze na koniec specjalne pozdrowienia dla Marleny eS, dzięki której post napisany w półtora minuty musiał czekać dziesięć minut na swoje zatwierdzenie. Dziękuję, tajm to daj.
Sally została już poważnie wkurw.... znaczy... zdenerwowana przez te głupie sucze koleżanki z pokoju, one nadawały się na gryffonki, ona niekoniecznie. Znaczy nadaje się. Ale sama sobie wmawia, że jest zua i, że źli ludzie są fajni. Przestała już płakać bo nie chciała, żeby cały Hogwart uważał ją za bekse. Co prędzej czy później się stanie. Ale lepiej później niż na pierwszym roku, bo przecież jakichś przyjaciół musi mieć. Mogą być marni bo najlepszych ma Leilla i ja, ale mają być. Koniec, kropka ejmen.
Więc, kochanna Sallcia, kicała sobie po korytarzu z nadzieją, że ktoś zauważy jaka jest rebel i bad i wrzucą ją do Slytherinu, sorry młoda to tak nie działa, zostałaś w duszy Bogu oddana. I chodząc tak zapomniała o świecie i przywaliła w kogoś. I teraz leży na podłodze.
Tylko się nie popłacz, ruda kretynko.
Today's special moments are tomorrow's memories
Offline
Slytherin
Xavier pojawił się na korytarzu. Przeklnął coś pod nosem, gdy jakiś Puchon strącił mu torbę z ramienia. Postanowił usiąść na parapecie okna i porozpoznawać twarze z pociągu.
Sieję zamęt tam, gdzie idę...
Offline
Gryffindor
Sally De Von Wangol napisał:
Sally została już poważnie wkurw.... znaczy... zdenerwowana przez te głupie sucze koleżanki z pokoju, one nadawały się na gryffonki, ona niekoniecznie. Znaczy nadaje się. Ale sama sobie wmawia, że jest zua i, że źli ludzie są fajni. Przestała już płakać bo nie chciała, żeby cały Hogwart uważał ją za bekse. Co prędzej czy później się stanie. Ale lepiej później niż na pierwszym roku, bo przecież jakichś przyjaciół musi mieć. Mogą być marni bo najlepszych ma Leilla i ja, ale mają być. Koniec, kropka ejmen.
Więc, kochanna Sallcia, kicała sobie po korytarzu z nadzieją, że ktoś zauważy jaka jest rebel i bad i wrzucą ją do Slytherinu, sorry młoda to tak nie działa, zostałaś w duszy Bogu oddana. I chodząc tak zapomniała o świecie i przywaliła w kogoś. I teraz leży na podłodze.
Tylko się nie popłacz, ruda kretynko.
No i zdrowo go pierdolnęło, pewnie z tym koksem. Znaczy się - pierdolnął w kogoś albo raczej uderzył, no bo kulturka, wyrażajmy się, hehe. Ale biedny przeraził się nie na żarty, co spowodowało, że począł trząść się, wyrzucać oczy z orbit, oblewać policzki rumieńcem, a chyba nawet pocić. To była jego podstawowa, szablonowa reakcja na sytuacje, w których tracił kontrolę. Jakkolwiek pojętą. A całe to zajście, jakby już niewystarczająco upokarzające, przypieczętował fakt, że wpadł na dziewczynę. Nie spostrzegł, kto kogo przewrócił, kto na kogo poleciał (dwuznaczność zamierzona), bo wstał tak szybko, jakby go ta podłoga co najmniej parzyła i liczyła się każda sekunda, by się od niej uwolnić. Z rumieńcami na policzkach podał powabnej łani rudej dziewczynie dłoń, gdyż ta najwidoczniej nie miała żadnego parkinsona ani jego objawów, jak ten oto panicz, i jeszcze leżała na ziemi. No chyba jej nie zabił?
- Nic ci nie jest? Możesz się ruszać? - Dobra Ciotka Harry mode on! - Dasz radę wstać? - Biedaczek, przejął się. No ale jak inaczej, skoro chyba pierwszy raz rozpoczynał relację z dziewczyną (dodatkowo niecodziennie ładną) w inny sposób niż "OPOWIEDZIEĆ CI JAK ROZWALIŁEM VOLDEMORTA? To znaczy jego nos...". To była jego wielka szansa, wszyscy to wiemy. A zresztą. I tak będą mieć wspólne dzieci, więc co to za różnica czy w tej chwili sobie u Sally zaplusuje. Hehe.
Offline
Administrator
NOWY ROK
Offline
Administrator
Po kolacji Ro, Cassie i Sally kierowały się wspólnie do swojego pokoju, za nimi włóczyła się Danka, wszystko byłoby spoko fajnie i ogólnie gdyby nie to, że na ścianie były rozsmarowane czyjeść flaki i krew. A obok obrazów wisiał kot.
To chyba Paszczura.
Ups.
Poza tym krew tworzyła napis.
Komnata Tajemnic została otwarta, strzeżcie się wrogowie dziedzica.
Offline
Slytherin
Mistrz Gry napisał:
Po kolacji Ro, Cassie i Sally kierowały się wspólnie do swojego pokoju, za nimi włóczyła się Danka, wszystko byłoby spoko fajnie i ogólnie gdyby nie to, że na ścianie były rozsmarowane czyjeść flaki i krew. A obok obrazów wisiał kot.
To chyba Paszczura.
Ups.
Poza tym krew tworzyła napis.
Komnata Tajemnic została otwarta, strzeżcie się wrogowie dziedzica.
Danka spojrzała na napis, potem na kota, potem znowu na napis. Podeszła powoli do kota i dotknęła jego futerka.
- Jak złapię skurwiela, który to zrobił, to ręce i nogi z dupy powyrywam, potem obedrę ze skóry i mięśni, a z tego, co z niego zostanie, zrobię szaszłyki i nakarmię nimi Paszczurę, jak już poskładam ją do kupy.- powiedziała to ze stoickim spokojem, ale w jej oczach płonęło czyste ZUO.
Ostatnio edytowany przez Désirée Sorel (2015-07-05 15:36:52)
Life is a tale. Told by an idiot, full of sound and fury, signifying nothing.
Offline
Gryffindor
-TO TEN NIEGRZECZNY KOTEK! TY TO ZROBIŁAŚ?-Cassie pisnęła, przerażona, widząc zwierzaka rozpłaszczonego na ścianie. Tak, to prawda, rzucił się na nią. I tak, był niegrzeczny, ale kiedy poprosiła właścicielkę rok temu (i kilkanaście razy potem) aby z nim porozmawiała nie miała na myśli tego.-NIE PROSIŁAM CIĘ, ŻEBYŚ ZABIŁA TEGO KOTKA, TYLKO MU UDZIELIŁA REPRYMENDY!
Offline
Slytherin
Cassedy Carmichael napisał:
-TO TEN NIEGRZECZNY KOTEK! TY TO ZROBIŁAŚ?-Cassie pisnęła, przerażona, widząc zwierzaka rozpłaszczonego na ścianie. Tak, to prawda, rzucił się na nią. I tak, był niegrzeczny, ale kiedy poprosiła właścicielkę rok temu (i kilkanaście razy potem) aby z nim porozmawiała nie miała na myśli tego.-NIE PROSIŁAM CIĘ, ŻEBYŚ ZABIŁA TEGO KOTKA, TYLKO MU UDZIELIŁA REPRYMENDY!
Danka nie odpowiedziała normalne, tylko zabrała się za "zbieranie" Paszczury.
Life is a tale. Told by an idiot, full of sound and fury, signifying nothing.
Offline
Slytherin
Więc, kolejnego pięknego (było gorąco jak w Barcelonie, pozdrowienia dla Wikensa, która się tam meczy, wszyscy Cię kochamy i mamy nadzieję, że nie umrzesz) dnia, o godzinie bardzo wczesnej, która nie istnieje w wakacje, po korytarzu kicała sobie panna Carter. Jaka ona jest głupia. Wszyscy się boją bazyliszka, a ona normalnie jakby niczego się nie bała. Taki z niej głupek.
I tak chodzi i nagle widzi czyjeś zwłoki.
O Kurde... Przecież to ta psycholka. Cassie chyba...
Czy ona jest martwa?!
Would you mind if I hurt you?
Understand that I need to
Wish that I had other choices
than to harm the one I love
Offline
Gryffindor
Leilla Carter napisał:
Więc, kolejnego pięknego (było gorąco jak w Barcelonie, pozdrowienia dla Wikensa, która się tam meczy, wszyscy Cię kochamy i mamy nadzieję, że nie umrzesz) dnia, o godzinie bardzo wczesnej, która nie istnieje w wakacje, po korytarzu kicała sobie panna Carter. Jaka ona jest głupia. Wszyscy się boją bazyliszka, a ona normalnie jakby niczego się nie bała. Taki z niej głupek.
I tak chodzi i nagle widzi czyjeś zwłoki.
O Kurde... Przecież to ta psycholka. Cassie chyba...
Czy ona jest martwa?!
Alice szła na poranny trening jak to zwykła robić przed lekcjami.
Zobaczyła za rogiem blondynkę, z pewnością Ślizgonkę, która stała jak wryta. Gryfonka chciała rzucić jakąś kaśliwą uwagę, gdy zobaczyłą to...
Skamieniałe ciało Cassie, tulącą do piersi dziwną przytulankę.
- CASSIE! - krzyknęła, szturchając w ramię blondynkę.
Gdy przedostała się do ciała, uklękła przy skamieniałej Cassie.
- Co jej zrobiłaś?! - Spojrzała na blondynkę.
Why? ‘Cause I'm a jealous, jealous, jealous girl.
Offline
Slytherin
Alice Mary Black napisał:
Leilla Carter napisał:
Więc, kolejnego pięknego (było gorąco jak w Barcelonie, pozdrowienia dla Wikensa, która się tam meczy, wszyscy Cię kochamy i mamy nadzieję, że nie umrzesz) dnia, o godzinie bardzo wczesnej, która nie istnieje w wakacje, po korytarzu kicała sobie panna Carter. Jaka ona jest głupia. Wszyscy się boją bazyliszka, a ona normalnie jakby niczego się nie bała. Taki z niej głupek.
I tak chodzi i nagle widzi czyjeś zwłoki.
O Kurde... Przecież to ta psycholka. Cassie chyba...
Czy ona jest martwa?!Alice szła na poranny trening jak to zwykła robić przed lekcjami.
Zobaczyła za rogiem blondynkę, z pewnością Ślizgonkę, która stała jak wryta. Gryfonka chciała rzucić jakąś kaśliwą uwagę, gdy zobaczyłą to...
Skamieniałe ciało Cassie, tulącą do piersi dziwną przytulankę.
- CASSIE! - krzyknęła, szturchając w ramię blondynkę.
Gdy przedostała się do ciała, uklękła przy skamieniałej Cassie.
- Co jej zrobiłaś?! - Spojrzała na blondynkę.
A Leilla patrzy na całą tą sytuację jak mój brat na podręcznik z matematyki (nic nie ogarnia, a wie, że to jest logiczne). I tak se myśli co jej się stało, czy to samobójstwo (bo przecież to logiczne, że kolorowa tęczowa dziewczynka się zabiła).
- J-ja... Nic... Dopiero co przyszłam- powiedziała, a wyglądała teraz na taką słodką niewinną idiotkę, że trudno było ją podejrzewać o cokolwiek.
Would you mind if I hurt you?
Understand that I need to
Wish that I had other choices
than to harm the one I love
Offline
Gryffindor
Leilla Carter napisał:
Alice Mary Black napisał:
Leilla Carter napisał:
Więc, kolejnego pięknego (było gorąco jak w Barcelonie, pozdrowienia dla Wikensa, która się tam meczy, wszyscy Cię kochamy i mamy nadzieję, że nie umrzesz) dnia, o godzinie bardzo wczesnej, która nie istnieje w wakacje, po korytarzu kicała sobie panna Carter. Jaka ona jest głupia. Wszyscy się boją bazyliszka, a ona normalnie jakby niczego się nie bała. Taki z niej głupek.
I tak chodzi i nagle widzi czyjeś zwłoki.
O Kurde... Przecież to ta psycholka. Cassie chyba...
Czy ona jest martwa?!Alice szła na poranny trening jak to zwykła robić przed lekcjami.
Zobaczyła za rogiem blondynkę, z pewnością Ślizgonkę, która stała jak wryta. Gryfonka chciała rzucić jakąś kaśliwą uwagę, gdy zobaczyłą to...
Skamieniałe ciało Cassie, tulącą do piersi dziwną przytulankę.
- CASSIE! - krzyknęła, szturchając w ramię blondynkę.
Gdy przedostała się do ciała, uklękła przy skamieniałej Cassie.
- Co jej zrobiłaś?! - Spojrzała na blondynkę.A Leilla patrzy na całą tą sytuację jak mój brat na podręcznik z matematyki (nic nie ogarnia, a wie, że to jest logiczne). I tak se myśli co jej się stało, czy to samobójstwo (bo przecież to logiczne, że kolorowa tęczowa dziewczynka się zabiła).
- J-ja... Nic... Dopiero co przyszłam- powiedziała, a wyglądała teraz na taką słodką niewinną idiotkę, że trudno było ją podejrzewać o cokolwiek.
- Może rzuciłaś przez przypadek jakieś zaklęcie? - spytała, oglądając dokładnie posąg Cassie.
Alice nigdy nie ufała Ślizgonom. Większość trafiała w szeregi Śmierciożerców.
Why? ‘Cause I'm a jealous, jealous, jealous girl.
Offline